Wróć
Aktualności

Farmacja i aptekarstwo na świecie: Niemcy

„Apteka bez aptekarza”, rozwijająca się receptura, która w czasie kryzysu jest w stanie zastąpić produkcję leków „gotowych”, fundusz zasilany ze sprzedaży każdego opakowania produktu leczniczego finansujący opiekę farmaceutyczną i dyżury, bogaty asortyment leków roślinnych… Czym jeszcze może zaskoczyć nas niemiecka farmacja i czego możemy się nauczyć od tamtejszych koleżanek i kolegów? Odpowiedzi i wskazówki odnaleźć możemy w dzisiejszej rozmowie z Jakubem Kubiakiem – niemieckim farmaceutą polskiego pochodzenia.

Ciekawi mnie, jak oceniasz studiowanie farmacji w Niemczech. Czy z perspektywy czasu uważasz, że studia przygotowują do pracy w aptece?

Przyznam szczerze, że w trakcie studiów wraz z kolegami uważaliśmy, że część przedmiotów nie ma w ogóle sensu i nie jest przydatna dla przyszłego farmaceuty zamierzającego pracować w aptece. Dopiero pod koniec IV roku, gdy zdawaliśmy egzamin państwowy, przekonaliśmy się, jak cała zdobyta na studiach wiedza wzajemnie się uzupełnia i nawet 200 wzorów „wkutych” na pamięć zaczęło mieć sens. Również pierwsze dni stażu uświadomiły nam, jak dużo praktycznej wiedzy posiadamy.

Czy na studiach farmaceutycznych w Niemczech są przedmioty typu „patient case study”? Obecnie na niektórych uczelniach w Polsce powstają specjalne sale, gdzie dzięki symulacjom studenci mogą ćwiczyć pierwsze kontakty z pacjentami.

Jeśli chodzi o zajęcia ze studium przypadków, to mieliśmy tego typu przedmioty i czasem były one powiązane z praktycznymi zajęciami. Pamiętam, jak na piątym semestrze omawialiśmy zasady działania testów ciążowych, a dodatkowo w praktyce poddawaliśmy badaniu mocz ciężarnej kobiety. Najbardziej wszechstronnym przedmiotem, z którego wynieśliśmy dużo wiedzy, była farmacja kliniczna. Na każde zajęcia przeznaczony był jeden dzień, podczas którego prezentowano temat choroby, farmakoterapii, badań diagnostycznych, a na koniec omawiano różne przypadki. Zajęcia te czasami odbywały się wspólnie ze studentami medycyny. Kiedy studiowałem, nie mieliśmy ćwiczeń symulowanych. Z tego, co się orientuję, to na uczelni w Bonn studenci mają obecnie takie możliwości.

Jak wyglądają studia farmaceutyczne w Niemczech?

W Niemczech trwają cztery lata, a po nich odbywa się staż przez jeden rok. Wszystkie wymogi i warunki związane z uzyskaniem prawa wykonywania zawodu farmaceuty opisuje ustawa z 1989 r. W tym również sprecyzowana jest liczba godzin zajęć niezbędnych do zaliczenia studiów. W Niemczech studia składają się z trzech części, z których każda kończy się egzaminem państwowym. Pierwszy etap to dwa lata studiów, podczas których poznajemy naukowe podstawy. Mamy zajęcia z chemii nieorganicznej i organicznej, fizyki, matematyki, biologii, botaniki oraz fizjologii człowieka. Dopiero w drugiej części studiów, na tzw. Hauptstudium (studium główne), oprócz masy ćwiczeń i praktyk mamy wykłady z przedmiotów głównych, do których zalicza się: farmakologię, technologię postaci leku, chemię farmaceutyczno-medyczną, biologię farmaceutyczną i farmację kliniczną. Te pięć przedmiotów składa się na drugą część egzaminu farmaceutycznego, który zdajemy na koniec IV roku. Po czterech latach nauki i zdaniu egzaminów, studia farmaceutyczne w Niemczech uważa się za zakończone i student ma prawo do noszenia tytułu „farmaceuta”.

A co ze stażem? Czy nie wszyscy muszą go odbyć?

V rok studiów, na który składa się roczny staż, daje możliwość uzyskania tytułu „aptekarz” i jest przeznaczony przede wszystkich dla osób chcących pracować w aptece. Staż należy odbyć w dwóch różnych miejscach związanych z obszarem farmaceutycznym. Obowiązkowo jednym z tych miejsc musi być apteka. Ja (oprócz stażu w aptece) zdecydowałem się na uczelnię, bo dodatkowo ukończyłem studia magisterskie „nauki farmaceutyczne i technologie”. W czasie stażu w każdym semestrze mamy dwutygodniowe kursy z przedmiotów: praktyka farmaceutyczna i prawo farmaceutyczne. Po odbyciu stażu przystępujemy do ostatniego egzaminu, który jest podstawą do ubiegania się o prawo wykonywania zawodu aptekarza. Tak więc tytuł, który otrzymujemy, to „aptekarz” (niem. Apotheker). Kiedyś była możliwość uzyskania tytułu Diplom-Pharmazeut, co najbardziej odpowiadało polskiemu tytułowi „magister farmacji”.

A czy na studiach były również egzaminy praktyczne, np. ze sporządzania leków lub inne?

Były one raczej rzadkością. Aby jednak zostać dopuszczonym do egzaminów, należało zaliczyć wszystkie zajęcia ćwiczeniowe z określonym wynikiem. Pamiętam, że na chemii nieorganicznej mieliśmy do zaliczenia tzw. analizę końcową, a na farmakognozji musieliśmy rozpoznać mieszankę trzech z pięćdziesięciu różnych suszonych surowców roślinnych.

Przejdźmy do tematów związanych z apteką. Czy obecnie, jako niemieccy aptekarze, mierzycie się z jakimiś problemami?

Myślę, że aktualnie w aptekarstwie, tak jak w innych gałęziach gospodarki w Niemczech, największe problemy związane są z finansowaniem. Marże na leki bez recepty nie były podnoszone od ponad dziesięciu lat. Jeśli chodzi o zmiany w zarządzaniu aptekami, to ministerstwo zdrowia ma w planach wprowadzenie zasad działania „apteki bez aptekarza”, aby zminimalizować koszty utrzymania apteki.

„Apteka bez aptekarza”? Na czym będą polegać te zmiany?

Planowane zmiany są na etapie obrad rządowych, ale już wiemy, że umożliwią otwieranie większej liczby filii aptek (do dziesięciu), przy czym niektóre apteki będą mogły obejść się bez ciągłej obecności aptekarza, jeśli w aptece będzie doświadczony asystent techniczny i jeśli aptekarz będzie dostępny wirtualnie, tak aby był z nim kontakt online w razie potrzeby.

W Niemczech są wyłącznie apteki prywatne, należące do farmaceutów, prawda? Ile aptek może mieć jeden farmaceuta?

Tak, zgadza się. Właścicielem apteki może być wyłącznie aptekarz. Oprócz apteki głównej jeden właściciel może posiadać do trzech filii. Każda filia musi być kompletnie wyposażona, ale jednocześnie może być większa od apteki głównej. Wszystkie muszą się znajdować niedaleko od siebie. Obszar filii aptek powinien obejmować jeden landkreis (powiat), ewentualnie najbliżej sąsiadujące powiaty. Oczywiście jeśli jest np. para aptekarzy (mąż i żona), to każde z nich może mieć po cztery apteki i można powiedzieć, że powstaje wówczas taka minisieć. Poza tym mamy jeszcze związki aptek, np. Easy-apotheke czy Linda.

Domyślam się, że związki aptek to połączone apteki różnych właścicieli, które działają pod wspólnym szyldem. Czy to przynosi jakieś korzyści?

Zaletą aptek „związkowych” jest to, że działają pod jedną marką i są znane pacjentowi jako miejsce reprezentujące konkretną jakość lub specjalizujące się w konkretnym obszarze. Dla właścicieli aptek zaletą jest wspólny marketing oraz możliwość bycia de facto większym klientem, co przekłada się na korzyści zakupowe.

Udostępnij:

Strony: 1 2

Archiwum numerów

© 2020 recepta.pl | All rights reserved.