Tu, w Norwegii, zwraca się uwagę na wygodę pacjenta
W polskiej aptece pracowała zaledwie pół roku. Do Norwegii pojechała za miłością życia i w dwa lata została kierownikiem apteki. Jest ambitna i kocha podróże. Poza pracą w aptece prowadzi swój blog, kanał na YouTube i profil na Instagramie. Zapraszam do wywiadu z mgr farm. Andżeliką Zabłocką.
Witaj, Andżeliko. Bardzo dziękuję Ci za to, że przyjęłaś moje zaproszenie. Wielu farmaceutów z pewnością Cię zna dzięki twojej aktywności w social mediach. Proszę jednak, abyś powiedziała, czym się aktualnie zajmujesz i jak trafiłaś do norweskiej apteki.
Dziękuję za zaproszenie. Jestem farmaceutką, wykształciłam się na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu. Skończyłam studia w 2017 roku i w polskiej aptece pracowałam jedynie sześć miesięcy, więc nie mam zbyt dużego doświadczenia zawodowego w polskich warunkach. W Norwegii mieszkam już pięć lat. Nie pracowałam tu w aptece od samego początku; mniej więcej po roku znalazłam w niej pracę. Kierownikiem zostałam już po dwóch latach pracy. Prowadzę profil na Instagramie, na którym opowiadam o życiu i pracy farmaceuty w Norwegii.
Czy do decyzji o wyjeździe z Polski popchnęły Cię jakieś negatywne doświadczenia na początku Twojej kariery zawodowej, czy były to względy osobiste?
Nie, moje początki w zawodzie nie były złe. Przy okazji chciałabym pozdrowić Aptekę Cosmedica w Sopocie, ponieważ pracę w niej wspominam bardzo pozytywnie. Sopot jest wakacyjnym miastem, do którego przyjeżdża dużo Norwegów i ogólnie Skandynawów. W tym czasie uczyłam się już języka, więc dla mnie to była możliwość obcowania ze światem, który na mnie czekał. Decyzję o wyjeździe podjęłam jeszcze wcześniej, na stażu, który odbywałam w nieistniejącej już aptece w Poznaniu. Nie wspominam go zbyt dobrze – myślę, że przyspieszył moją decyzję. Bezpośrednim powodem wyjazdu był jednak mój chłopak, za którym wyjechałam.
Jestem bardzo ciekawy, jakie produkty najczęściej wydaje się w norweskiej aptece. Weźmy przeciętnego rodzica: w Polsce taki pacjent kupuje mnóstwo witamin dla dzieci, środków na odporność, syropów na przeziębienie, ale również antybiotyków. Jak to wygląda u Ciebie?
Zauważyłam, że bardzo dużo wydaje się produktów na egzemę i alergie skórne dla dzieci. Norweskie dzieciaki używają dużo maści steroidowych, kremów nawilżających, kropli do oczu czy sprejów przeciwalergicznych do nosa. Sprzedaje się również sporo mleka modyfikowanego. Antybiotyki zdarzają się na receptach bardzo rzadko, ale co ciekawe, zawiesiny antybiotyków dla dzieci są przygotowywane w Norwegii przez farmaceutę bądź technika farmaceutycznego na miejscu. Nieco różni się to od Polski, gdzie rodzic kupuje proszek i samodzielnie w domu przyrządza z niego zawiesinę. Podejście do zdrowia dzieci jest typowo skandynawskie – stawia się na przechorowanie, mobilizuje organizm dziecka do samoleczenia i kładzie nacisk na profilaktykę. Pamiętam pewną sytuację z apteki, gdy odwiedziła mnie mama z dziewczynką, która od wejścia wyglądała na bardzo chorą, miała infekcję i była rozpalona. Byłam przekonana, że mama przyszła do apteki po środek na infekcję dla dziecka. Zapytałam więc, czy była z dziewczynką u lekarza. Okazało się, że lekarz zalecił im przeczekać infekcję. Jeśli więc ktoś pyta o preparaty na odporność dla dzieci, to wiadomo, że nie jest urodzony w Norwegii, został wychowany w innym kraju i ma troszeczkę inne podejście.
Wybacz, że cały czas krążę wokół tematów okołodziecięcych, ale z racji tego, że jestem ojcem, jest to temat bardzo mi bliski. W Polsce często Norwegię wymienia się w kontekście systemu szczepień. Wiem, że bardzo różni się od polskiego. W Polsce w przypadku dzieci na 11 wizyt u pediatry mamy 24 wkłucia, a w Norwegii na 7 wizyt przypada 11 wkłuć. Znalazłabyś jeszcze jakieś różnice?
Nie chcę się wypowiadać na temat szczepień dzieci, ponieważ nie mam doświadczenia na tym polu. Jeśli chodzi o dorosłych, to szczepienia są oczywiście dobrowolne i właśnie takimi się w aptece zajmujemy. Są to szczepienia przeciwko grypie, które rozpoczynają się pod koniec września i na początku października. To wtedy zaczyna się sezon grypowy, który trwa do kwietnia.
Farmaceuta w Norwegii ma uprawnienia do szczepień za pomocą wszystkich szczepionek atenuowanych. Oczywiście, musi przejść szkolenie i koniecznie posiadać wiedzę na temat konkretnej szczepionki oraz umieć odpowiedzieć na pytania, jeżeli się pojawią ze strony pacjenta. Musi więc znać schemat szczepień czy grupy ryzyka. Dlatego nie wszyscy farmaceuci, którzy mają uprawnienia do szczepień, je wykonują. Zwyczajnie nie czują się na siłach. W Norwegii szczepienia mogą wykonywać również technicy farmaceutyczni.
Pacjent umawia termin przez internet albo przychodzi bezpośrednio do apteki i może zostać zaszczepiony na poczekaniu. Norwescy farmaceuci mają prawo do wystawiania recept na szczepionki, więc pierwszym krokiem jest recepta. Następnie przeprowadza się wywiad wstępny, który jest bardzo prostą procedurą: pada pytanie o gorączkę oraz przyjmowane leki. Nie jest to jakaś rocket science, jak może się wydawać polskim farmaceutom. Następnie pacjent jest szczepiony, po czym musi poczekać 20 minut ze względu na ryzyko wstrząsu anafilaktycznego, choć jest ono małe. Oczywiście dysponujemy penem z adrenaliną i jesteśmy przeszkoleni w udzielaniu pierwszej pomocy w takich wypadkach. Mnie się to jeszcze nie zdarzyło. Zaszczepiony pacjent pokrywa koszty zarówno samej szczepionki, jak i usługi.